Uważność i modlitwa

„Uwaga absolutnie bez domieszki – jest modlitwą” 

– napisała tak XX-wieczna filozofka i mistyczka, Simone Weil. Weil świadomie sytuowała się na pograniczu chrześcijańskiej tradycji myślenia i egzystencjalnego zaangażowania. Przyzwyczajonym do najbardziej rozpowszechnionego obrazu chrześcijaństwa jej powyższe zdanie może wydawać się zaskakujące. Perspektywa Simone bliska jest jednak starożytnej tradycji ojców pustyni, którzy bardzo ściśle wiązali modlitwę (gr. proseuche) i uwagę (gr. prosoche). Historyczne związki to jedno. Pozostaje jeszcze pytanie (być może jest ono ważniejsze od historycznych kwestii): co stwierdzenie Simone Weil – jeśli słuszne – mówi z jednej strony o modlitwie, a z drugiej – o uwadze (uważności)?

Myślenie tworzące cierpienie i szczęście

„Myślenie poprzedza wszelkie doświadczenie. Myślenie nim rządzi, myślenie je kształtuje. Gdy ktoś mówi lub działa z nieczystych myśli, cierpienie podąża w ślad za taką osobą niczym koła wozu za kopytami wołu.

Myślenie poprzedza wszelkie doświadczenie. Myślenie nim rządzi, myślenie je kształtuje. Gdy ktoś mówi lub działa z czystych myśli, szczęście podąża za taką osoba niczym nie opuszczający jej własny cień”.

Te dwa pierwsze wersy „Dhammapady” – najpopularniejszej księgi z buddyjskiego Kanonu Palijskiego – sugerują, że to, co uznajemy za nasze doświadczenie zewnętrznego świata, nie jest po prostu odbiciem rzeczywistości w naszej świadomości. Przeciwnie – w dużej mierze zależy od naszych procesów myślowych; innymi słowy – to nasze myślenie tworzy świat naszego doświadczenia, świat w który żyjemy. Co więcej: w zależności od jakości naszego myślenia, jest to świat pełen cierpienia albo szczęścia.

Budda podkreślał, by nie brać jego słów na wiarę, lecz sprawdzać je. Dotyczy to także powyższych wersów. Nie trzeba w nie wierzyć, lecz warto przyglądnąć się swojemu życiu i sprawdzać: Na ile sami, swoim myśleniem tworzymy cierpienie, a na ile szczęście? I na czym polega czystość, a na czym nieczystość myśli? i jak myślenie nieczyste zmienić w czyste?

Ludzie – wdzięczność i rozczarowanie

„A choćbyś pękł, nie zmieni się postępowanie ludzi”.

Przypomina to sobie (i nam) Marek Aureliusz. Filozof, który miał nad ludźmi wielką – bo cesarską – władzę. Dlatego jeszcze wcześniej mówi do siebie samego:

„Zaczynając dzień, powiedz sobie: zetknę się z ludźmi natrętnymi, niewdzięcznymi, zuchwałymi, podstępnymi, złośliwymi, niespołecznymi. Wszystkie te wady powstały u nich zpowodu braku rozeznania złego i dobrego. Mnie zaś, którym zbadał naturę dobra, że jest piękne, i zła, że jest brzydkie, i naturę człowieka grzeszącego, że jest mi pokrewnym, niedlatego że ma w sobie krew i pochodzenie to samo, ale że ma i rozsądek, i boski pierwiastek, nikt nie może wyrządzić nic złego. Nikt mnie bowiem nie uwikła w brzydotę”.

Ale zanim wypowie powyższe rady, związane z negatywnymi doświadczeniami, jakie miał w swym długim życiu z ludźmi, to najpierw ułoży całą pierwszą księgę swych „Rozmyślań” z listy imion tych, którym jest wdzięczny.

Może warto spróbować: najpierw wdzięczność…

Co ciemne, co jasne – przemiana

„Dawniej miałeś namiętności i zwałeś je złymi. Teraz masz jedynie cnoty, wyrosły one z twoich namiętności. Postawiłeś przed namiętnościami cel najwyższy i oto stały się cnotami i uciechą twoją. (…) Wszystkie twe namiętności stały się cnotami, wszystkie twe diabły aniołami. Dawniej dzikie psy miałeś w podziemiach twoich, teraz zamieniły się one w ptaki i śpiewaczki miłe. Ze swych trucizn wywarzyłeś sobie balsam; doiłeś swoją krowę – udręczenie – dziś spijasz słodkie mleko z jej wymion”.

Warto uważnie przyjrzeć się sobie – czy zachodzi w nas przemiana opisywana przez Fryderyka Nietzschego. Wbrew pozorom – którym dał się zwieść i sam Nietzsche – ma ona wiele wspólnego z procesem przemiany i rozwoju opisywanym przez Ewagriusza z Pontu i innych ojców pustyni.

Namiętności i wyobrażenia

Ewagriusz z Pontu stawia kwestię: 

„Należy rozważyć, czy wyobrażenia wywołują namiętności, czy też namiętności – wyobrażenia. Jednym bowiem ten pierwszy pogląd wydaje się słuszny, innym zaś drugi”.

Kwestia ta jest – wedle tego starożytnego mnicha-filozofa – niezwykle ważna, gdyż namiętności – rozumiane jako bezosobowe, psycho-biologiczne mechanizmy – nie pozwalają na osiągnięcie pełni wolności, zaś wyobrażenia – różnicują, „pstrokacą” umysł, niszcząc jego prostą jedność, w której odbija się absolutny byt Boga. 

Jeśli więc dla kogoś kwestie wolności i poznania Absolutu są ważne – to może warto by rozważył(a) pytanie postawione przez Ewagriusza.

Terapia filozoficzna albo filozofia jako terapia

„Izbą lekarską jest sala wykładowa filozofa” – te słowa Epikteta wyrażały sposób myślenia o filozofowaniu tak stoików, jak i epikurejczyków oraz – przynajmniej do pewnego stopnia – Sokratesa.
Myśl ta zakłada jednak, że człowiek który nie filozofuje, jest – z dużym prawdopodobieństwem – chory: chore ma myślenie i chore pragnienia. 
Na jakiej podstawie filozofowie mogą tak oceniać ludzi? I czy mają rację?
I skąd pomysł, że filozofia może być terapią (duszy)?
Może w starożytności pomysł terapii filozoficznej był uzasadniony, lecz czy dzisiaj jej kompetencji nie przejęła psychiatria i psychoterapia?
A może jednak cały czas istnieje zakres problemów, których najwłaściwszym sposobem rozwiązywania („leczenia”) jest terapia filozoficzna?

Filozofia jako sztuka życia

Filozofia przez wieki bywała – i dziś też jest, przynajmniej w pewnej swojej postaci – „ćwiczeniem duchowym” i „sztuką życia”. Sokrates uczył jak poznać samego siebie. Epikur – jak rozróżniać potrzeby naturalne i konieczne, naturalne i niekonieczne oraz urojone. Epiktet i Marek Aureliusz – jak rozpoznać co od nas zależne od tego, co niezależne i, bazując na tej wiedzy, wieść życie wolne od nacisku zewnętrznych okoliczności, w pokoju ducha. Plotyn zgłębiał drogę ku temu, co Absolutne. 
Filozofowanie było – i jest – nie tyle dawaniem odpowiedzi, co stawianiem właściwych pytań, kwestionowaniem złudnych pewników i poszukiwaniem. Poszukiwanie to bywało drogą w samotności, ale szczególnie intensywnie działo się w dialogu (jak to widać bardzo wyraźnie na przykładzie Sokratesa). 
Zajmuję się filozofowaniem już prawie trzydzieści lat. W przestrzeni akademickiej, ale także – coraz bardziej – w codziennej egzystencji. Pomyślałem więc, że gdyby ktoś w tych dzisiejszych czasach – dla większości pewnie trudnych, a na pewno dziwnych (zdziwienie początkiem filozofii, mawiał Arystoteles) – odczuwał bardziej intensywną potrzebę przemyślenia swoich fundamentalnych poglądów na świat i zastanowienia się nad sensem tego, co się wokół dzieje; nad tym, co w życiu ważne, a co mniej; nad tym jak podejmować samodzielne i uzasadnione etyczne decyzje; albo jak świadomie i rozumnie kształtować swoją religijność/duchowość – to zapraszam do rozmowy. Nie mam gotowych odpowiedzi. Ale, być może, mógłbym pomóc komuś w jej/jego poszukiwaniach.
W obecnej sytuacji – epidemii – rozmawiać mogę via Skype, Zoom lub Webex.